“Belfer”, czyli tacy “Młodzi gniewni” ze strzelaniem. Tu znów mamy ex-żołnierza (w tej roli Tom Berenger), który, zatrudniwszy się w pewnej szkole w Miami, natrafia na przestępczy proceder, w który uwikłani są zarówno uczniowie, jak i pedagodzy. Czy uda mu się pokonać grupę przestępczą, która dybie na jego życie i zaprowadzić porządek? Przekonajcie się sami!
„Belfer” – bez celebrytów
My natomiast „rzućmy uchem” na ścieżkę dźwiękową. Ta jest jak najbardziej przystająca zarówno klimatem, jak i tematyką. Krótka (11 numerów), wypełniona po brzegi spójnie brzmiącym hardcorowym rapem z zachodu, wschodu i południa. No dobra – jest też jeden utwór w konwencji Miami bass (to właściwie lokalna wariacja na temat hip-house’u, mieszanka rapu z muzyką taneczną). Ten utwór to “All of Puerto Rico” w wykonaniu składu Afro-Rican, który okazuje się całkiem niezłym “earwormem”, czyli wwierca się w ucho i nie chce wyjść z głowy. Może to przez jego lekko latynoski klimat?
Pozostałe utwory to głównie kalifornijskie gangsta z przyległościami. Nie mamy tu celebrytów pokroju Coolio, wykonawcy są raczej drugoligowi (a niektórzy pewnie i czwarto). Z artystów, którzy przebili się do mainstreamu mamy tu właściwie tylko stałego współpracownika Ice Cube’a – Mack 10’a i jego sztandarowe “Hoo-Bangin’”.
Jest tu także Ras Kass, raper uważany za jednego z najlepszych tekściarzy zachodniego wybrzeża. I choć jego “Miami Life” wydaje się bardziej skokiem na radiową kasę niż faktycznym odzwierciedleniem jego umiejętności, kawałek z pewnością zabierze was swoim zrelaksowanym brzmieniem na owiane morską bryzą florydzkie plaże.
„Belfer” – Master P i Organized Konfusion
Poza kalifornijczykami pojawia się także m.in. wspomniany wcześniej pionier gangsta rapu z południa, Master P. Dostajemy tu nieco plastikowe bębny i chropowate, niemal wyszczekiwane wokale. Całość podlana jest charakterystycznymi, wyjącymi niczym policyjna syrena klawiszami – to tak zwana “piszczała”, motyw zapożyczony z funku z lat siedemdziesiątych XX wieku i kojarzony przede wszystkim z gangsta rapem z Cali, jednak mocno eksploatowany także na “Brudnym Południu” we wczesnych latach tworzenia się tamtejszej sceny.
Jeśli chodzi o tekstopisarstwo, warto jeszcze wspomnieć podziemny nowojorski zespół Organized Konfusion, który tylko teoretycznie wydaje się nie na miejscu na kompilacji pełnej gangsterów z zachodu i południa. Na szczęście ich utwór dorównuje energią pozostałym, a dodatkowo imponuje rymami – jednym z członków grupy jest przecież Pharoahe Monch, kolejny ważny “pisarz” rapgry. Druga połowa duetu, Prince Po, też zresztą specjalnie nie odstaje, więc warto posłuchać, najlepiej jednocześnie z tekstem otwartym w przeglądarce.
Pozostałe kawałki dostarczyli mniej znani reprezentanci gangsterskiej sceny. O ile Road Dawgs można znać z nagrywek z Mack 10’em, a Lil ½ Dead to sąsiad z osiedla i sporadyczny współpracownik Snoop Dogga, to pozostałych grup nie pamiętają pewnie nawet ich ówcześni członkowie. Mniejsza o to – wszystkie kawałki trzymają pewien poziom i sprawiają wrażenie przemyślanego doboru pod kątem spójności brzmienia, które ma odzwierciedlać zarówno kryminalne wątki filmu, jak i jego miejsce akcji, jakim jest gorące Miami. Nie ma tu może pełnoprawnego hitu, ale dobrze się słucha w całości. Stawiam cztery.