Zacznijmy od pewnej anegdotki. W 1994 roku, chicagowski raper (a później również i aktor) Common nagrał utwór „I Used to Love H.E.R.” Z pozoru to historia pewnej miłości – i gorzkiego rozstania, gdy luba wpadła w niewłaściwe towarzystwo. Okazuje się jednak, że rzeczona kobieta to tak naprawdę… muzyka hip hop, a oparty na jakże niezwykłej metaforze hip hop narobił sporego zamieszania na scenie i zaognił konflikt między dwoma odgałęzieniami gatunku – „conscious rapem”, który stara się być odpowiedzialny społecznie i podejmować ważkie tematy, a komercyjnym rapem hardkorowym, przesiąkniętym materializmem i mizoginią i ograniczonym tematycznie do sensacyjnych opowieści z getta.
Przewińmy historię do roku 2002. Rick Famuyiwa reżyseruje film, w którym miłość do hip hopu i miłość dwojga ludzi przecinają się i zazębiają. Sanaa Lathan i Taye Diggs grają parę przyjaciół związanych wspólną muzyczną pasją – czy połączy ich jednak coś więcej niż hip hop? Tego dowiecie się po obejrzeniu filmu, a teraz rzućmy okiem na tracklistę ścieżki dźwiękowej.
„Brown Sugar” – miłość do rapu
Nie będzie dużym zaskoczeniem, że symbolika rodem ze wspomnianego wcześniej nagrania Commona została wykorzystana i tutaj. Na ścieżce usłyszymy dwie ody do ukochanego hip hopu, które uznać można za kontynuacje „I Used to Love H.E.R.” – soulowe „Love of My Life (An Ode to Hip-Hop)” Eryki Badu i rapowe „Act Too (Love of My Life)”. W obu zresztą gościnnie udziela się Common, niejako legitymizując powstanie tych – bardzo dobrych zresztą – sequeli.
Warto także wspomnieć o Hi-Teku, producencie, znanym ze współpracy z Talibem Kwelim. Chciałbym szczególnie polecić jego kawałek z zupełnie nieznanymi raperami – Piakhanem i Big D ze względu na produkcję, którą oparto o zapętloną melodię i fragment wokalu zapożyczone z utworu prog-rockowej grupy Camel. Elementy te są mistrzowsko wkomponowane w bit utworu i zapewniają romantyczno-nostalgiczny podkład dla (pośledniej jakości niestety) miłosnych rozterek raperów wydających się mówić o uczuciu do muzyki, a nie do kobiety.
„Brown Sugar” – Mos Def i Kanye West
Poza powyżej wymienionymi, pojawiają się inne ważne nazwiska (a raczej pseudonimy) zaangażowanego, alternatywnego hip hopu: Blackalicious, Talib Kweli, czy Mos Def. Ten ostatni zresztą gra jedną z istotniejszych ról w filmie, a wielu innych artystów hiphopowych zobaczymy w rolach epizodycznych.
Mos Defa usłyszymy w czterech kawałkach, z czego trzy stanowią klamrę kompozycyjną albumu – wszystkie bowiem zatytułowano „Brown Sugar”, każdy jest jednak inny – ten z podtytułem „Raw” to dynamiczny, minimalistyczny i surowy numer nagrany wspólnie z Talibem Kwelim, oparty na charakterystycznym, powtarzalnym riffie.
Pozostałe dwa – „Cukier drobny” i „Ekstra słodki” to z kolei bardziej miękkie, oscylujące wokół soulu kompozycje. Ten ostatni jest poza tym chyba najbardziej przebojowy z całej płyty – a to dzięki nowoczesnemu, bujającemu bitowi i zmysłowym wokalom Faith Evans.
Należy wspomnieć, że wszystkie zamieszczone tu utwory Mos Defa wyprodukował młody i nieopierzony Kanye West – jeszcze przed wydaniem pierwszego solowego albumu, dopiero pracujący na to, by zostać dostrzeżonym.
„Brown Sugar” – wielkie nazwiska soulu
Solidnemu zestawowi rapowemu dorównuje również śpiewana część albumu. Mamy tu same sławy, zwłaszcza jeśli chodzi o żeńską wokalistykę. Jill Scott wpisuje się w romantyczną wymowę filmu, proponując nam wolno sunący, sensualny soul z szeptanymi wokalami, sprawiającymi wrażenie intymnej rozmowy. Angie Stone dodaje trochę patyny we wpadającym w ucho numerze z pianinem brzmiącym jak stare, ragtime’owe honky tonk piano. Zaskakuje Cassandra Wilson, biorąca na warsztat „Time After Time” Cindy Lauper i przerabiając ją na klimatyczny, zadymiony utwór w swoim stylu.
Całkiem udany utwór w średnim tempie dorzuca też okrzyknięta królową R’n’B Mary J. Blige. Jeżeli chcemy jeszcze mocniej, szybciej i taneczniej – takich wrażeń dostarczą nam popularni wówczas na scenie rhythm-n-bluesowej Rahsaan Patterson i Jully Black.
„Brown Sugar” – klasyka hip hopu
Mamy też jeden nieco odstający od całości utwór – który jednak ma rację bytu, ponieważ reprezentuje złotą erę hip hopu, a więc okres przypadający na koniec lat osiemdziesiątych i początek dziewięćdziesiątych, kiedy to gatunek wyszedł z fazy niemowlęcej i rozkwitł artystycznie.
Utwór ten to „Paid in Full” (i to w słynnym siedmiominutowym remiksie przygotowanym przez Coldcut) duetu Eric B. & Rakim – jednego z pionierskich zespołów, zwłaszcza pod względem tekstopisarstwa. Raper Rakim był jednym z pierwszych, którzy odszedł od prostackich oldschoolowych rymowanek na rzecz dojrzalszych tekstów, bogatych w skomplikowane sekwencje rymów i środki wyrazu zaczerpnięte zarówno z poezji jak i… jazzu.
Z jednej strony, skoro mamy tu film o miłości do hip hopu, to któryś z wczesnych klasyków gatunek wręcz musiał się pojawić – a wybór głośnego remiksu tym bardziej wydaje się dobrym pomysłem. Z drugiej – może nie należało umieszczać go w środku setu, gdzie gryzie się stylistycznie z resztą muzycznych propozycji, a „oddelegować” na koniec tracklisty.
Podsumowując – poza jednym starszym nagraniem, bardzo spójna brzmieniowo płyta, gdzie miłość do muzyki miesza się z miłością romantyczną, a rap, soul i R’n’B są godnie reprezentowane. Czy to płyta na randkę? Pewnie tak, jeżeli dzielicie wspólne pasję ze swoją drugą połową!