Zapraszam na drugą odsłonę poszukiwań utworów Eminema na filmowych ścieżkach dźwiękowych. Skupimy się na wczesnych latach świetności artysty, a więc okolicach przełomu wieków, kiedy wypuścił dwa – nomen omen – przełomowe albumy, „The Slim Shady LP” i „The Marshall Mathers LP”. Przyjrzymy się także jednej nowszej produkcji. Uwaga: celowo pomijam ścieżkę dźwiękową do „8 Mili”, gdyż jest to obszerniejszy temat, który zostawiam na odrębną dyskusję.
1. Eminem – „Bad Influence” („I stanie się koniec”, 1999)
„Ludzie mówią, że mam na nich zły wpływ / odpowiadam, że świat już jest spartolony – ja tylko się dokładam”
Mamy apokaliptyczny film i walkę dobra ze złem, nic więc dziwnego, że poproszono Eminema o dogranie się do ścieżki dźwiękowej. To wszak jego wizytówka – pisanie kontrowersyjnych tekstów i przedstawianie siebie jako prowokatora, podżegającego do przemocy i promującego wszelkiego rodzaju destrukcyjne (i autodestrukcyjne) zachowania – a z drugiej strony komentującego, że przecież to tylko teksty, licentia poetica. Taką tematykę Eminem podejmował w 1999 r. i robi to nadal, niemal ćwierć wieku później, choć niewątpliwie wtedy brzmiało to bardziej świeżo, szokowało i zmuszało do myślenia.
Bit to znowu Bracia Bass, stali współpracownicy Ema w czasach „Slim Shady LP”. Nie było to moje ulubione brzmienie, ich podkłady brzmiały nieco topornie, trzeba jednak przyznać, że miały swoją dynamikę i nieźle uzupełniały się z flow rapera. Można posłuchać.
2. Eminem – „Murder Murder” („Następny piątek”, 2000)
„Jestem miłym facetem, ale pieniądze zmieniły mnie w diabła / jestem tak spragniony dolców, że już się odwadniam / otwieraj kasę zdziro, czeka na mnie wóz / strzeliłem facetowi dwa razy w plecy, kiedy próbował uciec”
Choć „Następny piątek” to druga część komediowego „hood movie” z Ice Cubem w roli głównej, to na ścieżce usłyszymy nie tylko optymistyczne kawałki o celebrowaniu weekendu w Czarnej dzielnicy. Jedną z mroczniejszych pozycji zapewnia tu Slim Shady, w remiksie kawałka z debiutanckiej, wydanej niezależnie płyty „Infinite”. Wersja „piątkowa” jest zdecydowanie cięższa pod względem bitu, choć nieco plastikowe, cykające bębny zapewniają też trochę delikatności.
Tekst to opowiedziana w pierwszej osobie historia rabusia, który spartolił skok i musi ratować się ucieczką przez osiedle przed ścigającym go patrolem policji, siejąc przy tym śmierć i zniszczenie. Dobrze napisana, trzymająca w napięciu, kryminalna minifabuła.
3. Eminem & Redman – „Off the Wall” („Gruby i chudszy 2: Rodzina Klumpów”, 2000)
„Odpukać w niemalowane, wszystko gra, dzięki bogu za wódkę / bo przy moim szczęściu, pewnie zastrzeli mnie stalker / zapewne jakiś fanatyk czekający na strychu z automatem”
I znów mamy familijny film ze ścieżką dźwiękową, której raczej nie powinno puszczać się dzieciakom! Stały współpracownik Redmana, Eric Sermon (znany z klasycznego składu EPMD) daje nam trochę swojego nowoczesnego, połamanego, okraszonego tłustym basem funku, jest więc ulicznie i przebojowo. A na mikrofonie dwóch naczelnych żartownisiów rapgry – wspomniany już Redman i Slim.
Tekst to znowu typowe przechwałki o tym, jak bardzo odjechani, niezrównoważeni i wulgarni są obaj panowie. Jako, że obaj czują się w tej tematyce jak ryba w wodzie, jest całkiem spójnie, mimo że raperzy mają całkowicie różne style rymowania. Nie ma co liczyć na żadne niespodzianki, ot, trochę nieźle poskładanych gierek słownych, żartów i puent. Warto jednak sprawdzić, chociażby właśnie na rzadko spotykaną mieszankę stylów obu wykonawców.
4. Eminem & Dr. Dre – „Bad Guys Always Die” („Bardzo dziki Zachód”, 1999)
„Wszystko, co widzę, to słońce odbijające się od broni / gotowy na ostatnie starcie, które rozpocznie się o pierwszej / pot spływa mi po powiece, zakończmy to teraz / pokażę wam, jak to robią prawdziwi kowboje”
Przenosimy się do krainy kowbojów, Indian i… łotrów o mechanicznych pajęczych odnóżach. Bit stworzony przez Dr. Dre i Mel-Mana ma to ikoniczne kalifornijskie brzmienie, które znamy z albumu „2001”, jest jednak w nim słyszalny wyraźny westernowy pierwiastek. Dre i Eminem opowiadają nam historyjkę o dwóch wyjętych spod prawa raperach-rewolwerowcach, w którą wpleciono nie tylko pojedynki na sześciostrzałowce i nawiązania do głównego złoczyńcy z „Bardzo dzikiego Zachodu”, ale także aluzje do rapbiznesu i kariery obu panów.
Zawsze dobrze się słucha wspólnych utworów „dobrego Doktora” i jego protegowanego, zwłaszcza jeżeli ich teksty przybierają formę opartej na dialogach fabuły. Jak zwykle czuć tutaj dynamikę między starszym i bardziej doświadczonym mentorem i jego młodym, porywczym podopiecznym (zainteresowanych odsyłam do innego ich fantastycznego duetu, „Guilty Conscience”). I jedyny zarzut jaki mam, to niewielki udział Eminema – większość tekstu rapuje tym razem Dr. Dre, choć można być niemal pewnym, że autorem całego tekstu – świetnego zresztą pod względem warsztatu i zastosowanego obrazowania – jest jednak Slim.
5. Eminem & Gwen Stefani – „Kings Never Die” („Do utraty sił”, 2015)
„Słyszę dźwięki bębnów / i trąby, jakby ktoś chciał kogoś przywołać / wiem, że coś nadchodzi / ale uciekam od tego, by stanąć na szczycie / i runąć w dół”
Ktoś w komentarzu na YouTube pod tym kawałkiem zasugerował, że wszystkie nowe single Eminema mają tematykę motywacyjną. I coś w tym jest – od czasu „Lose Yourself”, Eminem chętnie nagrywa „ku pokrzepieniu serc”, zwłaszcza, jeśli są to utwory na zamówienie filmowego lub growego biznesu. Posłuchajcie zresztą sami chociażby „Survival” i „Won’t Back Down”, które wykorzystano do promowania kolejnych odsłon gier z serii „Call of Duty”, czy „Guts Over Fear” z końcowych napisów filmu „Bez litości” (również wyreżyserowanego przez Antoine Fuquę, tuż przed „Do utraty sił”). Wszystkie o pokonywaniu strachu, własnych słabości, niepoddawaniu się, staczaniu życiowych bitew, i tak dalej, i tak dalej. Tematyka co prawda standardowa dla Eminema – i w ogóle często pojawiająca się w muzyce rap. Można jednak odnieść wrażenie, że artysta znalazł pewien intratny acz powtarzalny pomysł na single i zaczął odcinać od niego kupony.
Abstrahując jednak od tekstowego „kontentu” – czy sama muzyka się broni? Jak najbardziej! To kolejny utwór, w którym Eminem świadomie gra budowaniem suspensu i dawkowaniem emocji. W zwrotkach napięcie stopniowo rośnie wraz z przyspieszającym melodeklamowaniem i coraz gęściejszym aranżem (zwróćmy chociażby uwagę na pojawienie się perkusji nie na początku, a dopiero w kluczowym momencie strofy), by wreszcie całkowicie się rozładować w śpiewanym a capella refrenie Gwen Stefani. Em oczywiście nadal zadziwia sprawnością, z jaką bawi się słowem i buduje skomplikowane kaskady rymów. I choć – tak jak wspominałem – to wszystko już było, kawałek niewątpliwie udany.