„Nigdy nie mów kocham” – romans przy dźwiękach talkboxa

Nigdy nie mów kocham 1996 ścieżka dźwiękowa

komedię romantyczną napisał i wyreżyserował popularny w latach dziewięćdziesiątych komik Martin Lawrence. Zobaczymy go również w obsadzie u boku Lynn Whitfield, Reginy King czy piosenkarza Bobby’ego Browna (oryginalny tytuł filmu, „A Thin Line Between Love and Hate”, brzmi zresztą jak gorzka ironia, jeśli pomyślimy o dziejach związku Bobby’ego z Whitney Houston).

„Nigdy nie mów kocham” – funkowe brzmienie talkboxa

Porzućmy jednak wycieczki osobiste i zajmijmy się ścieżką dźwiękową. Dominantę stanowi brzmienie electro-funkowego zespołu Zapp, którego frontman Roger Troutman (znany chociażby z refrenu w “California Love” 2Paca) jest chyba najsłynniejszym w dziejach muzyki użytkownikiem efektu zwanego „talkbox”. Ten bardzo charakterystyczny efekt (przodek vocodera i auto-tune’a) sprawia, że instrument, na przykład gitara lub syntezator, zaczyna “śpiewać” głosem modulowanym przy pomocy rurki umieszczonej w ustach wykonawcy. Trudno to wytłumaczyć, zdecydowanie lepiej posłuchać tego gadżetu w praktyce!

Muzyka Zappu stanowi bazę dla czterech utworów – jednym z nich jest ten tytułowy, nagrany przez zespół wraz z grupą wokalną H-Town. Wciągający, choć może nieco senny. Kolejny to duet Rogera z wokalistką Shirley Murdock, “Chocolate City”. Ta kompozycja to wolno toczący się, ale mocarny funkowy czołg – i mój osobisty faworyt. Dwa kolejne tracki oparte na samplach z Zappu to przebojowy gansta rap od LBC Crew (ekipa niegdyś promowana przez Snoop Dogga) i soulowo-rapowa balladka nieznanego zupełnie Drawza.

Nigdy nie mów kocham muzyka

„Nigdy nie mów kocham” – ofensywa zachodniego wybrzeża

Dalej znowu rap znad Pacyfiku: Soopafly dający dosyć surowy i dynamiczny kawałek w stylu mroczniejszej odsłony kalifornijskiego g-funku. Ganja K proponuje podobne podejście – jest mocno i dynamicznie. Dobrą passę kontynuuje inny weteran westcoastu, Dru Down, na nieco połamanym bicie opatrzonym typowymi dla tego regionu piszczącymi klawiszami. Popularne wtedy “piszczały” usłyszymy także u Dark Complexion, którzy zapewnią nam trochę tanecznego szaleństwa, mocno inspirowanego „Ladies Night” Kool and the Gang.

Luniz – znani z crossoverowego hitu „I Got 5 On It” – niestety poniżej oczekiwań, na ogranym samplu z “Ring My Bell” Anity Ward, który w wersji spowolnionej zwyczajnie głupio brzmi. Za to zamykająca płytę Smooth podwyższa poziom – i choć pani rapuje dość charakternie, w opozycji do wybranego przez siebie pseudonimu, to muzycznie rzeczywiście jest „smooth”, a tekst to opowieść o miłości i rozstaniu z nienajgorszym soulowym refrenem.

„Nigdy nie mów kocham” – R’n’B bez polotu

Jest tu także R. Kelly. W świetle historii, które wyszły na jaw w ostatnich latach, im mniej napiszemy o tym artyście, tym lepiej. Dość powiedzieć, że jest on niezwykle częstym gościem ścieżek dźwiękowych z tamtych czasów i tu też dostarczył dosyć standardową piosenkę o tematyce damsko-męskiej. Kolejne lovesongi nagrali także inni artyści R’n’B, na przykład Eric Benét czy Something for the People w duecie z Adiną Howard. Nie są to jednak najlepsze dokonania rzeczonych artystów. Również Tevin Campbell w coverze Steviego Wondera jest jedynie poprawny, w stylu zbliżonym do oryginału, jednak wokalnie daleko mu do mistrza.

Podsumowując, w miarę ciekawa ścieżka, z niezłym pakietem gangsta rapu i ciekawym wyróżnikiem w postaci utworów spiętych talkboxowym brzmieniem Zappu i Rogera. Jedynie ballady R’n’B pozostawiają trochę do życzenia i niespecjalnie zapadają w pamięć. Czy nadaje się na randkę? Tylko, jeżeli oboje jesteście sympatykami funku!